NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » OPOWIADANIA CZYTELNIKÓW » PRZYGODY SZROTA, CZYLI JAK BYĆ PRZYKŁADNYM GNOMEM.

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

Przygody Szrota, czyli jak być przykładnym gnomem.

  
Debowy
21.02.2015 23:27:59


Grupa: Użytkownik

Posty: 22 #2049945
Od: 2014-8-8
Szczęść borze.

Chciałbym tutaj zaprezentować moje nowe dzieło. Może nie jest do końca fanfik, ale myślę, że mimo wszystko się nada. Co tu dalej mówić. Zapraszam do czytania i komentowania. Pis joł.

***

– O ja jebie – mruknął.
Młotek spadł w ciemność. Z łoskotem odbił się od skał, robiąc rabanu w całej jaskini.
– No niech to chuj strzeli – gadał do siebie.
Podszedł do przepaści i wychylił się za krawędź. Ani śladu. Pozbierał szybko resztę narzędzi i przelazł przez drzwi, które przed chwilą naprawiał. Zamknął za sobą właz.
Ruszył ciemnym korytarzem, przyświecając sobie zapalniczką. Znalazł ją kiedyś na powierzchni podczas jednego z wypadów i od tamtego czasu się z nią nie rozstawał. Wydrapał na niej pazurem swój podpis w przypływie twórczej euforii. Oczywiście podpis to stanowczo za dużo powiedziane, ponieważ były to jedynie trzy poziome kreski, jedna krótsza od drugiej. Symbol, mimo prostoty, był jednak szeroko rozpoznawany wśród ludzi. Wszyscy mieszkańcy Katedry wiedzieli, że należy on do Szrota. Niektórzy wymawiali to imię ze strachem, inni z podziwem lub pogardą, jednak jedno było pewne; wszyscy go znali.
Szrot szedł kamiennym korytarzem w pośpiechu. Skręcił za róg i znalazł się w niewielkiej jaskini. Przez grotę płynął wąski strumień. Gnom podszedł na brzeg i pociągnął zdrowo nosem. Flegma zabulgotała mu w nozdrzach. Charknął kilka razy i splunął. Spojrzał jak smarki płyną z prądem i nikną pod skalną ścianą. Zacmokał zadowolony.
Przeskoczywszy przez strumień, podszedł do drzwi, wziął zamach nogą i zasadził w nie kopa. Zamek zgrzytnął i Szrot wszedł do domu. Co prawda mógł użyć klamki, ale nie lubił oklepanych rozwiązań. Rzucił narzędzia na stół i pobiegł do łazienki. W środku śmierdziało wilgocią, a zielonkawa narośl zalegała na ścianach przy prysznicu. Szrot nic z nią nie robił, gdyż jak mówił, lubił mieć kontakt z naturą.
Stanął przed pękniętym lustrem i przejrzał się. Przylizał kilka włosków, które mu jeszcze zostały na czerepie, wyszczerzył zęby i przejechał po nich palcem. Po tak gruntownie przeprowadzonej toalecie był gotów do wyjścia. Spojrzał na zegarek i mruknął z niezadowoleniem. Jak zwykle ten szajs nie działał. Zaklął i postukał kilka razy w urządzenie. Nadal nic. Szrot nigdy nie wiedział jak odczytywać te zegarki słoneczne. Handlarz mówił, że cudeńko będzie działać w każdym miejscu pod słońcem. A tu gówno. Gnom nie mógł sobie darować tych pięciu grzybów, którymi wtedy zapłacił. Grzybami przynajmniej można się natrzeć, co by człowiek nie śmierdział. A takim zegarkiem? Szrot wzruszył ramionami i zostawił czasomierz w spokoju. Może się jeszcze draństwo naprawi.
Wyszedł za dom drugimi drzwiami do kolejnej jaskini. Była znacznie przestronniejsza od poprzedniej, lecz prawie każdy kąt zajmowały przeróżne rupiecie. Koła zębate, cylindry, tłoki, pogięte kawałki blachy i mnóstwo innych klamotów ściągniętych z powierzchni. Szrot ominął cały bajzel, który on sam uważał za całkiem uporządkowany składzik i podszedł do otworu w skalnej ścianie. Za przejściem kryła się okrągła komnata z basenem po środku. Jednak basen był basenem tylko dla Szrota. Dla każdego innego człowieka zbiornik wyglądał jak zwyczajna studnia wypełniona po brzegi wodą. Do wody kamienną rynną spływał strumień. Ten sam, który płynął przed domem gnoma. Szrot z zadowoleniem zobaczył, jak żółtawa flegma pływa na powierzchni basenu zaraz obok metalowej rury, która prowadziła aż do sufitu.
Mężczyzna wyjął zapalniczkę z kieszeni i włożył ją do paszczy. Odwiązał szmaty, które nosił na stopach, wepchnął za kamizelkę i wziął rozpęd. Skoczył z brzegu i wpadł z pluskiem do wody. Zanurkował wzdłuż rury po czym znalazł jej koniec. Wyczuł silny prąd zasysanej do wewnątrz wody. Złapał się za metalową krawędź i wsadził łepetynę do środka rurociągu. Natychmiast wciągnęło go do środka. Pędził jak na zjeżdżalni, tylko że w przeciwną stronę. Obijał się o ścianki, kiedy na drodze pojawiał się zakręt lub nierówno spojone odcinki. Akurat kiedy zaczynało brakować mu powietrza, prąd wyrzucił go na powierzchnię.
Znajdował się na środku podobnej studni, z której wyruszył minutę temu, z taką tylko różnicą, iż od tej prowadziły liczne kanały rozchodzące się w różne strony. Wyszedł na brzeg i wypluł zapalniczkę w ręce. Przetarł z czułością podpis, na którym zalegały resztki śliny. Wyjął zza kamizelki „buty” i obwiązał nimi na powrót stopy, po czym podszedł do drabinki na ścianie. U góry, jakieś dwa metry wyżej migotało słabe światło przedostające się przez zamknięty otwór. Szrot wspiął się na szczyt i przesunął klapę. Przelazłszy przez otwór, znalazł się w małej kamiennej budce oświetlonej zakurzoną żarówką. Zgasił światło, nie mogąc patrzeć na takie marnotrawstwo. Nacisnął na klamkę, chcąc wyjść na zewnątrz, lecz drzwi były zamknięte. Burknął niezadowolony. Zasadził kopniaka w oporne odrzwia. Zamek odskoczył. Trzeba przyznać, Szrot miał do tego talent.
Wyszedł wprost do małego zaułka. Pociągnął nosem, odwrócił się i splunął do dziury, z której przed chwilą wyszedł.
– Katedra. Psia ich mać – powiedział, wycierając brodę.
Ruszył w stronę deptaka. Minął tabliczkę wbitą przed wejściem do uliczki i uśmiechnął się. „Wstęp wzbroniony. Ujęcie wody pitnej.”.
Wyszedł na środek ulicy i rozejrzał się. Ludzi jak to w mieście – dużo. W końcu to Katedra. Większość osób ze sobą nie rozmawiała, a jak już rozmawiała to w sposób, który przez Szrota nie jest uznawany za prawdziwą konwersację. Nosili na tych przemądrzałych gębach kagańce, lub jak oni to nazywają, interkomy, a na łbach mieli słuchawki. Obnosząc się w tych obrzydliwie modnych surdutach i sukniach, szli przed siebie i gadali za pomocą tych kagańców. Czasami w ustrojstwach szczęknął mechanizm, a wtedy właściciele zerkali z niepokojem ku górze. Szrot też skierował tam swój wzrok.
Miasto było umieszczone w wielkiej jaskini, ze stropu zaś zwieszały się sporych rozmiarów ostre kryształy. Kamienie świeciły żółtym blaskiem, złudnie podobnym do tego słonecznego. Były największym skarbem i jednocześnie największym zagrożeniem Katedry.
Ludzie przechodzili obok gnoma i patrzyli na niego dziwnym wzrokiem. Nieczęsto widuje się na ulicach przemokniętego i obdartego konusa. A szczególnie w tej dzielnicy. Szrot przeleciał wzrokiem po przechodniach i odsłonił świeżo wyczyszczone, brązowe zęby. Bogacze marszczyli wymuskane twarzyczki w obrzydzeniu, a co delikatniejsi odwracali spojrzenia.
– Bu! – krzyknął Szrot.
Reakcje były różne. Jedni podskakiwali przestraszeni, inni uciekali, ale wszyscy, jak jeden mąż, nerwowo zerknęli na sklepienie. Gnom mógłby przysiąc, że jeden z kryształów zadrżał od echa. Zachichotał i spojrzał na zegarek. Mina mu zrzedła, kiedy zobaczył, że badziewie wciąż nie działa.
Stał tak na ulicy i złorzeczył na handlarza, gdy podszedł do niego odziany na czarno mężczyzna. Chociaż, w Katedrze wszyscy ubierali się na czarno.
– Smutne pizdy – mruknął gnom.
– Wesołe przyrodzenia. Miło cię widzieć, przyjacielu – przywitał się z uśmiechem mężczyzna. – Taki żarcik.
Szturchnął łokciem Szrota, który zachowywał kamienną twarz.
– Taa... Dowcipniś z ciebie.
Człowiek obrzucił spojrzeniem mokre ubranie kompana.
– Znowu żeś pływał w wodociągach?
– Lubię mieć od życia troszku przyjemności.
– A nie masz może przy sobie pieniędzy? Nie żebym pospieszał, ale procent rośnie.
– Spieprzaj, Dawid. Nic dla ciebie nie mam.
Mężczyzna przygładził bokobrody z kwaśną miną. Podwinął rękaw i spojrzał na zegarek.
– Działa? – spytał Szrot.
– Co?
– Zegarek.
– Ano działa. Już ci mówiłem, że twój nie chodzi, bo jest słoneczny.
Gnom zamrugał niemrawo.
– To znaczy, że bez słońca nad twoją łysiną nie sprawdzisz godziny.
Prychnął.
– Chodźmy wreszcie – powiedział Dawid. – Ceremonia pewnie się zaczęła.
Po pięciu minutach dotarli na zatłoczony plac. Na środku stało podwyższenie z błyszczącą lokomotywą i grupką bogato ubranych ludzi zebranych wokół niej. Szrot i Dawid zaczęli przepychać się przez tłum, aby mieć lepszy widok. Przy okazji gnom opróżnił kieszenie kilku nieświadomych gapiów.
W międzyczasie gruby człowiek na podwyższeniu zaczął majstrować coś przy swoim kagańcu. Po chwili uwaga wszystkich zgromadzonych skupiła się na tłuściochu. Nawet Dawid założył na powrót kaganiec i spojrzał na scenę. Szrot domyślał się, że brzuchacz przemawia do ludzi, ale on sam nic nie słyszał. Gnom zawsze uparcie odmawiał noszenia kagańca. Poza tym, nawet gdyby chciał nosić, to raczej żaden urzędnik nie dałby mu takiej możliwości.
Nie chciał przyznać, ale nowa lokomotywa zrobiła na nim pewne wrażenie. Lecz... jeśli Katedra sprawiła sobie nowy pociąg, to stary już przecież nie jest im potrzebny. Prawda?
Gnom rozejrzał się pomiędzy ludźmi w poszukiwaniu swego skarbu. Za sceną, trochę na prawo dojrzał starą, poczerniałą lokomotywę i jej wiernego maszynistę. Staruszek żegnał się właśnie z maszyną, wspominając dobre lata pracy. Szrot podszedł do niego.
– Bry.
Maszynista odwrócił się i z początku nie dojrzał przybysza. Dopiero po chwili zerknął pod nogi. Podniósł brwi i odpiął kaganiec.
¬– Ano bry – odpowiedział.
– Ładną lokomotywę tu macie.
– Gdzie tam ładną. Tamta to jest ładna. – Wskazał na pozłacaną lokomotywę na scenie. – Ta moja to już poczciwa staruszka. Tak jak i ja.
– Mógłbym ją obejrzeć? Interesuję się takimi cudeńkami.
– Rób pan co chcesz. I tak niedługo ją złomują.
Szrot zamyślił się.
– A szkoda – ciągnął dziadek. – Bo mogłaby posłużyć jeszcze kilkanaście lat.
– A jakbym tak... Wziął ją na przechowanie?
– Ty? Taki mikrus? Niby gdzie?
– Spokojna głowa. Jestem profesjonalistą. To jak będzie?
– No dobrze – westchnął. – I tak już wszystko jedno.
Szrot zatarł ręce z uśmiechem i podszedł do lokomotywy. Wgramolił się do budki maszynisty i spojrzał na wielki piec. Zainteresowany otworzył metalowe drzwiczki i zajrzał do środka. Wnętrze było brudne od sadzy i popiołu. Słabe światło wpadało przez komin u góry. Reszta silnika została już usunięta. Gnom zaklął niezadowolony. Liczył, że trafi mu się chociaż pasek napędowy.
Kiedy wyrażał swoje niezadowolenie, trochę pyłu wleciało mu do nosa. Próbował się powstrzymać, ale nie dał rady. Kichnął. Potężne echo poniosło się po metalowym wnętrzu pieca i wyleciało przez komin. Chwilę później Szrot usłyszał jakby chrzęst kamieni, a zaraz po nim huk, dźwięk gniecionego metalu i krzyki przerażenia. No to ładnie. – pomyślał.
Dawid patrzył z niedowierzaniem i trwogą na nowiutką lokomotywę, która była teraz zgnieciona przez kryształ oderwany od sklepienia. Wszystkie krzyki szybko ucichły, aby nie wywołać kolejnej lawiny. Mężczyzna poszukał źródła hałasu. Po chwili jego wzrok natrafił na starą lokomotywę. Ujrzał tam nikogo innego jak Szrota. Stał w budce maszynisty z czarną jak u górnika twarzą i wycierał smarki z brody. Po chwili jego twarz się rozjaśniła i wskazał na podwyższenie.
– W sumie, to drugą też mogę wziąć.

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » OPOWIADANIA CZYTELNIKÓW » PRZYGODY SZROTA, CZYLI JAK BYĆ PRZYKŁADNYM GNOMEM.

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!


TestHub.pl - opinie, testy, oceny